Tydzień później...
Godzina 19:35. Za oknem, ostatkiem sił świeciło zachodzące słońce. Tym razem można było zaobserwować bezchmurne niebo i piękne, pomarańczowe światło. Temperatura nie przekraczała piętnastu stopni, a wiatr leniwie dotykał skórę chłopaka, stojącego na balkonie i palącego papierosa. Był on pogrążony w zadumie, prawdopodobnie myśląc o swoim małym wydarzeniu, jakie miało miejsce tydzień temu. Na samą myśl przez ciało młodego mężczyzny przechodził lekki dreszcz, gdy przypominał sobie o niezwykle namiętnym pocałunku i bardzo zmysłowym dotyku. Pomimo wszechobecnego spokoju w dzisiejszym dniu, coś jednak zdawało się wisieć w powietrzu.
Szkarłatnowłosy, oparty o metalową barierkę, wpatrywał się w zachodzące słońce. Wtem poczuł na swym ramieniu lekki dotyk, przypominający uderzającą krople. Ciecz szybko przesiąkła przez cienki materiał białej koszulki, co wymusiło na młodym mężczyźnie zwrócenie głowy w jego kierunku. Zauważył czerwoną plamkę, po czym odwrócił się szybko w stronę drzwi balkonowych. Dostrzegł kolejną spadającą kropelkę krwi z góry. Jego twarz zbledła. Powoli podniósł głowę i spojrzał w miejsce źródła. Z ust chłopaka wypadł papieros, szybko złapał się zabezpieczenie balkonu za sobą. Nie mógł uwierzyć w to, co dostrzegł, a w sumie kogo.
Był to niebieskoskóry demon, jednakże mającym na swej twarzy usta obsmarowane we krwi, na których widniał uśmiech, a jego prawa ręka była udekorowana w piękny, czarny pancerz ze szponami, ociekającymi szkarłatną cieczą.
- Witaj Dominiku - powiedziała spokojnie istota ciemności, która zeskoczyła z dachu bloku na podłoże spojrzała mu w oczy - przepraszam Cię za mój wygląd, ale nie musisz się niczego bać - dodał, gdy nagle złapał się za bark i kaszlnął. Klęknął przed młodym mężczyzną i westchnął cicho - naprawdę... bądź spokojny... Aniołowie nie lubią demonów, a miałem parę spraw do załatwienia.
Chłopak, niezwykle przerażony, przełknął ślinę i odwrócił swoją głowę w bok, nie będąc raczej skory do wpatrywania się w demona zbroczonego krwią. Tkwili tak następnie przez pewien czas w ciszy, póki szkarłatnowłosy nie znalazł w sobie odwagi, by rozpocząć dalszą rozmowę.
- Może to dziwne uczucie, ale czuje się jednak bezpieczny... - na chwilę przerwał, by złapać więcej powietrza i spojrzeć kątem oka na inkuba - jednakże mógłbyś się pozbyć się krwi i wyjaśnić mi co się stało - powiedział w sposób, dosyć spokojny.
Ultimitium powoli się wyprostował z lekkim problemem, o czym mogły świadczyć ciche sapnięcia. Wsadził dłonie w kieszenie swych czarnych bojówek, ubrudzonych krwią.
- Otóż Dominiku. Mogę Tobie obiecać, że nikogo nie zabiłem. Coś jednak się święci wśród aniołów i demonów... - odwrócił się do niego tyłem i zrobił niezwykle powolny krok do przodu, przechodząc tym samym z balkonu do salonu - nie dali mi nawet jeść od trzech dni... - zamknął oczy, stawiając kolejny krok. Niemal od razu prawie się przewrócił i błyskawicznie zmienił swoją pozycję na kucającą. Młody mężczyzna szybko wszedł do salonu i przyklęknął przy nim, zdając się być nieco zatroskany stanem inkuba.
- Musisz być odwodniony i głodny, Ultimie. Powinieneś odpocząć. Akurat robiłem spaghetti, może chciałbyś zjeść ze mną? - zapytał się chłopak. Demon spojrzał na niego i posłał mu niezwykle przyjazny i wdzięczny uśmiech, powoli się podnosząc.
- Bardzo chętnie, Domi. Dziękuje, że mimo mojej rasy i tajemnic, dalej traktujesz mnie jako człowieka, Christophera Blake z pracy i proponujesz obiad. To wiele dla mnie znaczy - demon wyprostował się - pójdę do łazienki i zmyje z siebie tą smaczną ciecz - żachnął się lekkim śmiechem i spojrzał na Dominika. Młody mężczyzna również uniósł swój wzrok na niego.
- Mimo swej rasy, tajemnic i czerwonej cieczy nieznanego pochodzenia, dalej zachowałeś swój charakter, Ultimie. Nie mógłbym Ciebie przez to wyrzucić z domu czy się bać. Idź, przygotuję dla nas obiad - powiedział o dużo spokojniejszym tonem, klepiąc diabła po ramieniu, jakby chciał dodać, mu i sobie, nieco odwagi.
- Już się robi, Dominiku. Za kilka chwil przejdę do ładu - powiedział demon, zaczynając iść powolnym krokiem w stronę drzwi na korytarz.
- Dobrze. Będę zatem czekał w kuchni, Ultimie - po czym chłopak również ruszył w stronę korytarza.
Oboje, przechodząc przez próg, rozdzielili się i poszli w inne strony. Istota ciemności prawdopodobnie do łazienki, a śmiertelnik tam, gdzie zapowiedział, rozpoczynając pichcenie. Wyłożył odpowiednie przedmioty na blacie, między innymi długi makaron, kawałki mięsa oraz sos bolognese, a następnie przeszedł się szybko do kuchenki gazowej, nastawiając wodę na makaron i patelnie na mięso. Rozpoczął dosyć chaotyczny proces tworzenia smacznej potrawy, jaką było spaghetti. W jego głowie jednak kłębiło się ewidentnie dużo myśli, gdyż jego oczy wydawały się nieobecne. Minęło jakieś pół godziny, nim młody mężczyzna powrócił myśleniem do rzeczywistości, wraz z usłyszeniem nietypowych kroków i pojawieniem się diabelstwa w kuchni. Dominik spojrzał się przez ramię i posłał mu szeroki uśmiech, lustrując całe ciało demona. Miał na sobie swoje bojówki, lekko ubrudzone krwią i białą koszulę, jaką tydzień wcześniej zostawił. Zdjął on jednak buty jak i skarpetki, odsłaniając swoje piękne, delikatne stopy, niezwykle zadbane i wręcz przyciągające wzrok.
- Czuję, że niedługo skończysz - oblizał łapczywie swoje wargi, po czym usiadł za stołem, kładąc nogę na nogę.
- Tak. Już nawet podaję - oznajmił śmiertelnik i odcedził makaron. Wyłączył ogień w kuchence gazowej, wyciągnął z ociekacza wklęsłe, świeżo zmyte, dwa talerze i szybko nałożył dużą porcję dla istoty ciemności, a dla siebie dosyć małą. Ujął w jednej dłoni szklankę, w którą wlał nieco wody. Wziął wpierw talerz demona, spokojnie kładąc ją oraz wodę na stole przed Ultimem. Powrócił do blatu, biorąc swoją małą porcje.
- A sztućce? - zapytał się nagle niebieskoskóry, biorąc małego łyka wody. Chłopak szybko się obrócił, nieco zdziwiony że zapomniał o tak prostej rzeczy jako gospodarz. Chciał wykonać krok, by odłożyć swoją porcję na stole i przynieść widelec i łyżeczkę do spaghetti, jednakże przy wykonaniu ruchu zaplątał, przypadkiem, nogi o siebie. Nim młody mężczyzna mógł się obejrzeć, leciał na ziemie. Ślizgi talerz wymknął mu się z rąk. Szkarłatnowłosy zamykał już swoje oczy, będąc gotowy na konfrontacje z podłogą. Usłyszał on jednak huk talerza, lecz nie poczuł bólu a dotyk ciepłego ciała, podtrzymującego go nad podłożem.
- Niezdara - powiedział dźwięcznie i z uśmiechem demon, trzymając chłopaka w objęciach, będąc w pozycji kucającej . Młodziak był przez chwile oszołomiony i zmieszany. Powoli docierały do niego informacje. Diabelstwo mozolnie się wyprostowało, stawiając na nogi młodego mężczyznę. Poklepał go po ramieniu, przez co lice chłopaka przystroiła lekka czerwień.
- Wszystko w porządku, Dominiku? Chodź, zjemy z mojego talerza. Może i jestem demonem, ale nie jadam, aż tak dużo - powiedział z troską w głosie, po czym poszedł na swoje miejsce, siadając przy stolę. Przysunął bardziej swój talerz na środku i czekał. Młody mężczyzna rozejrzał się dookoła, rejestrując wszystkie fakty. Spojrzał na rozbity talerzyk i swoją małą porcję.
- Nie przejmuj się tym, Dooomiś. Jutro sprzątniesz, weź widelce i jedzmy, głoooodny jestem - powiedział dźwięcznie i z uśmiechem, wpatrując się swym wzrokiem w śmiertelnika. Chłopak przytaknął, nie mając ewidentnie odwagi w tej chwili, na wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa, wziął sztućce i usiadł po przeciwnej stronie stołu. Przysunął widelec demonowi i zbliżył się do jego porcji spaghetti. Diabeł ujął widelec w trzy palce, zaczynając z lekkością nabierać makaron z mięsem, by następnie wessać go we swe usta z dużą lubieżnością. Szkarłatnowłosemu owy proces pożywiania się demona spodobał i postanowił również w podobny sposób zjadać jego porcje, na co niebieskoskóry się uśmiechnął. Powoli się zajadali ze smakiem, aż do czasu, gdy oboje zwędzili tą samą nić makaronu. Ich wzrok zderzył się ze sobą, a oboje nakryli się lekkimi rumieńcami, demon niebieskimi, a śmiertelnik czerwonymi. Istota ciemności jednak kontynuowała proces wsysania, zbliżając się tym samym do twarzy młodego mężczyzny. Chłopak, z lekkim oporem, również przystanął na kontynuowanie jedzenia makaronu. Serca obu żywych istot przyspieszyły. Doszło do momentu, gdy ich nosy styknęły się ze sobą. Dominik zacisnął ręce w pięści, a jego ciało spięło się. Demon jednak nieco przekrzywił głowę, zamykając swoje oczy. Dokończył proces do samego końca, oddając pocałunek na jego ustach owładnięty pożądaniem. Chłopak nie sprzeciwiał się, a nawet lekko rozszczelnił swe usta, by pomóc potworowi w czynności i dać mu okazje do zabawy. Diabeł wykorzystał ofertę, wsadzając do jego ust swój ociekający śliną, długi, wężowaty język, który rozpoczął erotyczny taniec, tworzący w ustach młodego mężczyzny istny raj, który rozpływał ciało Dominika w rozkoszy na kawałeczki. Demon splótł swój jęzor z narzędzie smaku śmiertelnika, wymieniając się tym samym orzeźwiającą wydzielina o smaku cytrynowych lodów. Chłopak rozluźnił się niezwykle mocno, jęknął cicho w usta potwora i powiódł mimowolnie dłońmi ku górze, by ułożyć je na barkach Ultima. Ten jednak pod wpływem dotyku jego barków, pisnął cicho z bólu, otworzył szeroko oczy i wycofał twarz, krztusząc się makaronem. Dominik szybko się podniósł i pomógł mu wykrztusić z siebie kawałek jedzenia. Nie zajęło to oczywiście zbyt długo. Po policzku demona popłynęła mała, krwawa łza, którą szybko starł swoją niebieską dłonią.
- P-przepraszam... nie chciałem sprawić Tobie bólu, Ultim - powiedział nieco zmieszany chłopak, spuszczając swój wzrok w dół. Niebieskoskóry jednak westchnął cicho i złapał się za swój bark, znów wydając dźwięk cichego jęku spowodowanego bólem.
- Nic się nie stało, Domiś. Po prostu mnie boli - przestał dotykać swojego obolałego miejsca i powiódł dłonią w stronę Dominika, wplatając ją w jego szkarłatne włosy. Młody mężczyzna, otrzymując jak gdyby nieco odwagi, uniósł głowę i wymusił lekki uśmiech.
- Mógłbym jakoś pomóc, Ultim? Nie chciałbym, by Cie bolało... Zależy mi na Tobie, choć nie wiem czemu... - powiedział w sposób bardzo niepewny. Demon zmierzył go wzrokiem i się uśmiechnął niezwykle szeroko, obnażając swoje śnieżnobiałe i ostre kły.
- Tak, możesz mi pomóc. Jeżeli zrobiłbyś mi masaż, ból prawdopodobnie by odszedł w niepamięć - wziął głęboki wdech - oczywiście o ile miałbyś chęci i mógł to zrobić. Nie zmuszam Cię, możesz odmówić. Będę niedługo szedł i tak do masażysty - Dominik pokiwał głową na boki i złapał go niepewnie za dłoń, przez co istota ciemności od razu spojrzała zdziwiona na jego oczy.
- Zrobię to, Ultimitium. Z chęcią! - krzyknął entuzjastycznie - Nie chcę, by Ciebie bolało ramię, ani tym bardziej by ktoś inny Cię dotykał. Wybacz, czuje się nieco zazdrosny - twarz chłopaka okryła się cała czerwonością. Demon nieco żachnął się śmiechem i wstał z krzesła.
- W takim razie, Domisiu, prowadź mnie do swej kwatery - powiedział, utrzymując na swej twarzy wręcz szyderczy uśmiech. Dominik przytaknął, splatając palce dłoni diabła ze swoimi i zaczął go ciągnąć do swojego pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz